Myślę, więc mnie nie ma –
myślenie nie jest w cenie;
jest wszak niebezpieczne,
to zagrożenie –
i dla mnie samego,
i dla tych, co knują –
tych, co cierpienia,
miłości nie czują.
Wiem, że nic nie wiem –
jestem (nie)pokorny,
lecz to niebezpieczne –
dla tych, co knują,
to znaczy “przezorny”.
Do jakich więc wniosków
doszedłem ja, ten,
którego przecież nie ma?
Że jeden plus jeden
nie równa się dwa,
a drzewa to są
i nie są drzewa.
Że skoro foton i elektron
za jednym razem
są przeto “wszędzie”
i “w jednej chwili”,
nie ma takich wniosków,
byśmy się nie mylili
i racji jednocześnie nie mieli.
Więc to jedyne,
co nas dzieli,
to
miłość.
[...]
Matryca jest w we mnie od zawsze,
ja tylko
“nie wiem, że wszystko wiem”.
P.S. Głęboko przemyślane „Wiem, że nic nie wiem” powinno zawierać w sobie tyle pokory, by można je było poprawić na „Nie wiem, że wszystko wiem”. Bo to pierwsze winno być z tym drugim tożsame.